środa, 10 czerwca 2015

siedem.

Czas dołów i głębin. Spadanie, wywracanie pojęć i wartości, pasji i rezygnacji. Desperacji, depresji, szaleństwa. Letnie odcienie melancholii. Letnie deszcze smutku. Letnie burze pragnień. Sama czysta forma poezji. Bez ładniej treści, którą mogłaby przerosnąć nieudana forma. To jakaś paranoja. Ludzie mnie unikają, bo boją się mojego lęku, milczenia, chorób i desperacji. Nie pytają, bo boją się obsesji śmierci, którą chowam pod zaciśniętymi ustami i trochę między powiększoną czernią moich źrenic, a brudną zielenią oczu. Nie jestem pewna, czy chcę wyjść z mojego świata do rzeczywistości. Sprawy zewnętrzne reguluję wewnątrz siebie, chorując. Tak, by mój świat nie był zagrożony przez innych. Bo każdy mój obecny bunt będą interpretować jako pogorszenie zdrowia psychicznego. Nie są w stanie zrozumieć - złudnego jeszcze - dokonującego się we mnie przewartościowania. Jestem w sobie, reszta to fikcja. Inny wymiar spojrzeń i odczuwania. Cisza obowiązuje od teraz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz