sobota, 13 czerwca 2015

osiem.

Jestem zmęczona.
Czuję, że nie mogę złapać oddechu. Kiedyś potrafiłam odpoczywać w nocy. To był moment, kiedy świat się zatrzymywał, a ja doprowadzałam samą siebie do porządku. Teraz wszystko się zmieniło, a wraz z momentem, kiedy niebo robi się czarne czuję, jakby ulatywało ze mnie życie. Budzę się następnego dnia rano i cała machina znów się rozpędza, a ja się rozpadam, rozlatuję w pył. Jestem taka rozsypana, że to aż nieprzyzwoite. Coś się dzieje w mojej głowie, czego nie potrafię nazwać ani opowiedzieć. Chroniczny deficyt słów. Może i tak się zdarzyć, że już nigdy nie zrozumiem, nie odzyskam spokoju. Może już tak ma być? Absurd na każdym zakręcie.
Kiedy znajdę siłę, aby znów się poskładać? Co zatrzyma ten rozpędzony wir? Chciałabym sama to zrobić. Świadomie. Nie powierzać tego dłoniom, którym nie ufam. Już dawno nie czułam się tak słaba, tak nic nieznacząca.. Usiłuję ustać na nogach po moim ostatnim umieraniu. Ludzie omijają moje obłąkania.
Napad dręczonego sumienia. Wtedy chce się wchłonąć samą siebie.

1 komentarz: