czwartek, 2 kwietnia 2015

cztery.

Najpierw krzyk. Ale taki rozdzierający gardło. A potem cisza. I długo nic. Chyba nawet już mnie to nie dziwi. Puste kartki powodują wyrzuty sumienia. Dni na przemian - mdłości/bóle. Czym wyciszyć to wszystko co w środku szaleje? Co robić, kiedy herbata już nie pomaga, a papierosy tylko dusz?. Kawa jeszcze bardziej rozrywa na strzępki, a i dłonie pełne ciepła już nie tak samo jak kiedyś, bo tylko na chwilę. Kiedy oczy tylko patrzą, ale już nie widzą. Kiedy, stan o którym Ci mówię - podkreślając słowo: permanentny - już spowszedniał, a Ty śmiejesz się cicho i już nie słuchasz dalej tylko mówisz: jakie ładne słowo, podoba mi się. Mnie również, ale co z tego? Wciąż jesteśmy w punkcie wyjścia. Wciąż nie mamy planów, sukcesów, tylko długą listę porażek i jeszcze dłuższą listę grzechów, a tu już święta. I znów ten przeklęty kwiecień z zimą za oknem, choć obiecali nam wiosnę. Może razem ze mną czekasz na coś, co się nie wydarzy. I tylko przetrzepujesz półki - taśmaplastelinazszywacz, żeby to jakoś pozaklejać, poskładać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz