poniedziałek, 24 października 2016

dziewięć.


Przyjacielu, nadeszła jesień.
Prawdziwa, gorzka i chłodna jesień.
A wraz z nią obsesyjne wręcz pławienie się w odmętach przeszłości. Rozdzierająca tęsknota za smutkiem czarnym jak smoła, rozpaczą odbierającą oddech i bezsilnymi nocami, w których strach mieszał się z kawą, papierosami, ciszą i jesienno-zimowym wiatrem.
Czy wiesz, Przyjacielu, jak to jest trwać w zawieszeniu? Jak paraliżująca bywa myśl, że będąc na wpół radością i depresją, nie wiesz co ze sobą zrobić; w którą bliznę włożyć paznokieć, aby bolało bardziej? Żeby ból był początkiem i końcem wielkiej tworczej mdłości?
Czy akt desperacji zaczyna się w momencie, gdy każdy dotyk, myśl i spojrzenie prowadzi do przemożnej chęci wypalenia sobie, od szczytu kręgosłupa po lędźwie, czterech liter - ogniu krocz ze mną?
Jesień, Przyjacielu, to ocean słonej wody, którego dno czujesz dopiero po kilku miesiącach spadania. A wtedy ani wiosna, ani słońce, ani nawet maj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz